InkTober 2019
Wyzwanie na październik, tusz i stalówkę.
Mój pierwszy w pełni zrealizowany InkTober. Odsiedziany codziennie, paćkający palce (i właściwie wszystko wokoło) tuszem, karnie wrzucany na facebooka, instagrama i tweetera. Czyli - wciągnęłam się. Bo ogromna to była przyjemność. Mimo rozlicznych niedogodności.
Przed październikiem miałam sporą przerwę i nie rozrysowywałam się w ogóle, więc wkroczyłam w InkTober w mękach. Pierwszy rysunek wrzucałam zgrzytając zębami, ale tłumacząc sobie, że dziwić się słabym rezultatom wypocin nie ma co, jest to sprawiedliwa kara za grzech zaniechań, a opublikować i tak trzeba, bo inaczej do licznych wad własnych dołączy jeszcze totalne zleszczenie. Potem było trochę łatwiej. Ręka się powoli oddrewniała i coś tam zaczynało się sobie przypominać z technicznych tajemnic piórek i stalówek. Załamania nerwowe przeżyłam tylko dwa, więc nie najgorzej. A tempo jest rzeczywiście mocne. Szczególnie jeśli ma się niezdrową ambicję trzymania się oficjalnej listy tematów i myśli się o nich na bieżąco (po co przygotować się wcześniej? skoki adrenalinowe są takie zabawne). W zasadzie zaraz po wrzuceniu zdjęcia pracy z aktualnego dnia, zaczynałam się zastanawiać nad kolejnym hasłem i patronowało ono wszystkim czynnościom dnia powszedniego. Korzystanie z oficjalnej listy ma jednak swoje uroki - zmusza do myślenia o rzeczach, od których sama bym nie wyszła. Więc w sumie tylko dwa razy, kiedy miałam już naprawdę dosyć, w zmęczeniu i przemóżdżeniu, ignorowałam listę.
Technicznie było różnie, na amplitudach między totalnym wyczerpaniem ręki i oka a złudnym hajem, iż oto odkryłam wszystkie sztuczki, mam pełną kontrolę nad tym co robię i jest wspaniale. Podsumowując, zaskoczona mocno!, widzę jakiś postęp. No i satysfakcja po skończeniu jest rzeczywiście ogromna. Jako i zaskoczenie, że udało się zdyscyplinować i generalnie - dało się radę. I tu kłaniać się trzeba zdecydowanie i energicznie, dziękując za wsparcie ludzi - znajomych i nieznajomych, którzy fantastycznie napędzają do pracy. Nie ma jak głód lajków i sławy. Bardzo przyjemnie zawiera się nowe wirtualne znajomości z inktoberowymi towarzyszami niedoli z całego świata, kibicuje im, wspiera, i patrzy jak duże robią postępy.
W ciągu tego miesiąca zrzędziłam wokoło, nie dosypiałam, frustrowałam się i masowałam odsiedziny, ale polecam InkTober z czystym sumieniem każdemu, kto chce się uczyć systematyczności, myślenia na zadany temat, specyficznych wymogów tuszu i przełamywania swoich niepewności. Powstało kilka prac, z których jestem naprawdę zadowolona, sporo takich, które mam ochotę poprawić, rozwinąć, jeszcze jakoś pocisnąć, parę całkiem obojętnych i parę takich, których wyprę się przy pierwszej okazji więcej niż po trzykroć. A generalnie jest to po prostu świetna zabawa. I udało się nawet coś wygrać ;)